Nie jestem psychologiem. A jednak widzę, słyszę i czuję.
Kiedy przeprowadzam wywiad dietetyczny z osobą, która przyszła do mnie w nadziei, że uda jej się zrzucić zbędne kilogramy, często rozmawiamy o emocjach - związanych z jedzeniem - i nie tylko.
Jest to ten moment, w którym udaje mi się choć na chwilę "otworzyć" drzwi do wnętrza mojego pacjenta.
Wtedy okazuje się zwykle, że relacja emocje-ciało (albo jej brak) ma ogromne znaczenie w utrzymaniu prawidłowej masy ciała.
Dla wielu z nas bowiem - jedzenie jest symbolem ciepła i bezpieczeństwa.
Dla innych pocieszeniem.
Dla jeszcze innych - wypełniaczem czasu.
Jemy, bo jesteśmy szczęśliwi.
Albo dlatego, że nieszczęśliwi.
Bo czujemy się smutni. A czasem samotni.
Jedno jest pewne - jedzenie odgrywa ważną rolę w naszym życiu.
Wokół niego wszystko się kręci.
Jest symbolem spotkań rodzinnych i biesiady.
Przyjemnością, o ile nie chorujemy na któreś z chorób psychosomatycznych (tj. takich w których powstaniu biorą udział czynniki psychologiczne): anoreksja, bulimia, ortoreksja itd.
Kiedy uświadomimy sobie ten fakt, łatwiej nam będzie przyjąć, że reakcja sięgania po jedzenie w sytuacji emocjonalnie dla nas trudnej - jest zwykle nawykowa.
Często dochodząc do tego etapu rozmowy pytam:
"Co jeszcze w Twoim życiu jest dla Ciebie ważne?
Co robisz, aby dopieszczać swoje zmysły?
Co sprawia ci przyjemność?".
Wtedy zazwyczaj okazuje się, że owszem - kiedyś coś takiego było, ale to "dawno i nieprawda".
Skoro więc nie daliśmy sobie szansy na jakąkolwiek alternatywę,
pozostało nam tylko jedzenie... -
"LEKARSTWO" na wszystkie zmory tego świata.
Lekarstwo zaś - przyjmowane w zbyt dużych ilościach - jest niczym innym, jak tylko trucizną...
Trucizna prowadzi do zatrucia, a wtedy potrzebne jest... ANTIDOTUM!
Może być nim hobby, spacery, sport, szydełkowanie - wszystko jedno co, byle sprawiało nam ogromną przyjemność.
Takie "coś" tylko dla nas - ukołysze duszę i sprawi, że zaspokoimy swoje emocjonalne potrzeby.
Oczywiście nawyk sięgania po jedzenie będzie wracał, ale świadomość tego, dlaczego tak się dzieje i jak z tym walczyć sprawi, że będzie nam coraz łatwiej.
Warunkiem jest konsekwencja :-).
Niedawno pewna osoba zapytała mnie, czy nie boję się zapętlenia w mówieniu o dietach, zdrowym odżywianiu itd.
Na początku nie zrozumiałam o co dokładnie chodzi, ale teraz myślę, że prawdopodobnie o to, czy temat jedzenia nie zdominuje mojego życia.
Mogłoby tak być - i owszem - gdyby nie szeroki koloryt mojej duszy :-)
Dlatego nie mogę się z tym zgodzić.
Ale cieszę się, że zadano mi to pytanie.
Skłoniło mnie do refleksji na temat tego, jaki jest konkretnie mój emocjonalny związek z jedzeniem?
Oczywiście, zanim doszłam do miejsca, w którym jestem teraz - bywało różnie.
Tradycyjny dom, tradycyjna rodzina, tradycyjne radzenie sobie z emocjami.
No a teraz...?
Myślę, że teraz jedzenie jest dla mnie dopełnieniem.
Czymś ważnym - ale nie najważniejszym.
Nie dominuje mojego życia.
Zdrowe - to wyraz szacunku dla swojego zdrowia.
Siła i energia.
Czasem rodzinna biesiada (i tu podkreślam - nie zawsze odżywiam się zdrowo ;-)!).
Staram się nie wiązać go z emocjami, a że i one potrzebują upustu... - daję im zupełnie coś innego.
Daję im muzykę, którą uwielbiam. Niekiedy ciszę.
Czasem uciekam ;-)... - i to dosłownie!- od rodziny, pracy, nadmiaru bodźców, które mnie męczą.
Przeważnie wybieram jakieś fajne miejsce, żeby pobyć chwilę sama ze sobą i swoimi myślami...
Piję kawę, wącham książki w księgarni (kiedyś mnie za to zamkną ;-)), potem kupuję je i czytam.
Tak odpoczywam. Tak się regeneruję.
Nikomu się nie tłumaczę - i dzięki temu zyskuję swoją "małą przestrzeń".
Tylko tyle, i aż tyle.
Poza tym mam rodzinę, pasję i pracę, którą lubię.
Piszę swojego bloga (daję upust emocjom ;-)).
A w swoich dietach widzę konkretnego człowieka.
I jego emocje.
Na tym się skupiam.
I za to dziękuję.
Dla mnie to coś więcej, niż jedzenie...
P.S. A propos dokarmiania swoich zmysłów...
Ta zima należy do Bednarka!
Uwielbiam tę "Ciszę"!
www.efekt-motyla.eu
SPIS TREŚCI:
http://twojefektmotyla.blogspot.com/2013/09/spis-tresci.html