wtorek, 18 listopada 2014

O Świadomości Odżywiania słów kilka...

Wszystkie, ale to bez wyjątku - wszystkie - najcenniejsze rzeczy w naszym życiu wymagają wysiłku... 

Nie ma lekko...
Podobnie jest z dbaniem o siebie:
chcesz mieć mięśnie - bardzo proszę - idź na siłownię, chcesz mieć lepszą kondycję i wydolność - biegaj, ... chcesz mieć nowe, zdrowe nawyki żywieniowe - ćwicz głowę!

Nie tak dawno, na przyjemnym, babskim wieczorze - spotkałam koleżankę z liceum. Po trzecim kieliszku wina - ze śmiechem wypomniała mi, że w owym czasie potrafiłam zjeść czekoladę (200g!) na raz. 
Jak na taki apetyt - figurę miałam naprawdę w porządku.
Ale nic poza tym.
Dużo chorowałam, wciąż byłam zmęczona i nic mi się nie chciało.
Teraz - 15 lat później - lepiej wyglądam, mam zdrowszą cerę, wszystko mi się chce, prawie nie choruję, a energią mogłabym zasilać Warszawę.
Czy to przypadek? - nie sądzę...

Chciałabym uświadomić wszystkie moje klientki, które czasem od progu klasyfikują mnie do tych "po drugiej stronie barykady" :
To nie był łatwy proces! 
Mnie osobiście zajął ostatnie 10 lat. Pierwszych 5 - dreptałam w miejscu, bo nie wiedziałam, że zaczynam zupełnie nie od tej strony. Kiedy ćwiczyłam -  jadłam niezdrowo, kiedy "jadłam zdrowo" -  piłam colę i kupowałam produkty light. Opanowałam colę - tonami jadłam aspartam (gumy do żucia).
Byłam niespójna. Kręciłam się w kółko.
Dopiero od dwóch lat śmiało mogę powiedzieć, że jestem zadowolona ze zmian, jakich dokonałam w swoim jadłospisie.
Zawdzięczam to jednak nie tyle pracy nad sposobem odżywiania, co nad sposobem myślenia.
Jem świadomie, ale i świadomie grzeszę.
Nie trzymam się kurczowo żadnych teorii, ale bacznie obserwuję swój organizm.
Nadal lubię czekoladę, ale jem ją dużo rzadziej i w dużo mniejszych ilościach :-).
No i co najważniejsze -  nie mam z tym problemu (czytaj: nie jestem już uzależniona :-)).
I dobrze mi z tym!
Kiedy więc jadę do rodziców - odnajduję smaki dzieciństwa (mielone, ziemniaki, buraki i mizeria :-)), jeśli do tego jest mamusiny murzynek albo inne pyszności - nie pogardzę. Po dwóch dniach jednak - przeważnie mam dość i chętnie wracam  na "zieloną" drogę.
Ja i moje ciało bardzo się lubimy.  
Razem biegamy i dużo pracujemy. 
Jest mi potrzebne. A ja jemu.  
Dlaczego miałabym mu szkodzić?
...
Na takie myślenie o sobie też się pracuje! 
Nikt (albo prawie nikt) z nas nie wychodzi z domu rodzinnego z pakietem: "jesteś super, wszystko ci się uda i pamiętaj, że zdrowie to podstawa".
Bardziej z pakietem: "Jesteś w miarę w porządku (o ile inni są z ciebie zadowoleni), jak będziesz mocno harował - może (ale nie na pewno!) coś osiągniesz (bo praca w odczuciu wielu - harówą być musi), a o zdrowie będziesz dbał po 50-tce (tzn. chodził po leki na choroby już obecne)".

Ale wiesz co?
Sama świadomość istnienia swojego "pakietu" sprawia, że będziesz miał wybór.
Co więcej - możesz stworzyć swój nowy, osobisty pakiet...
Dlatego też  pierwszym i najważniejszym krokiem jest uświadomienie sobie, że:
Zmiana to nie dwie wizyty u dietetyka i miesiąc diety!
To nie katowanie swojego ciała głodówkami, albo nawet intensywne ćwiczenia, po których ledwo możemy chodzić!

Zmiana to proces. Trudny i przeważnie długotrwały. 

Ale efekt końcowy... - fantastyczne uczucie...
Nie euforia i adrenalina, bardziej ... wszechogarniający spokój, który porównałabym do siedzenia pod kocem, w wygodnym fotelu przed kominkiem, z herbatą w ręku... w domku - najlepiej w górach :-).

Takie poczucie, że jestem dokładnie tu, gdzie chce być. 
Tu i teraz...



www.efekt-motyla.eu 
SPIS TREŚCI:
http://twojefektmotyla.blogspot.com/2013/09/spis-tresci.html





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz