Pierwszy
tydzień.
Ciężki.
Na
stronie dr Dąbrowskiej czytam: „ mogą pojawiać się krótkotrwałe
„kryzysy ozdrowieńcze” np. osłabienie, bóle głowy, nudności,
wymioty, biegunka, stany podgorączkowe itp., będące wyrazem
uwolnienia toksyn z tkanek i przeniknięcia ich do krwi.”
Ho,
ho...
Znaczy - nie jestem takim ciężkim przypadkiem. Czułam się kiepsko - i owszem.
Znaczy - nie jestem takim ciężkim przypadkiem. Czułam się kiepsko - i owszem.
Ból
głowy, senność - były, ale nie w jakimś nasilonym stopniu .
Teraz myślę, że już wcześniej „podreperowałam” nieco swój organizm...
Teraz myślę, że już wcześniej „podreperowałam” nieco swój organizm...
Nie
mniej jednak nie mogłabym powiedzieć o sobie - „młody bóg”.
Miałam
dużo mniej siły (z obawy przed możliwością spalania mięśni -
na okres diety darowałam sobie bieganie - skakałam za to na
trampolinie z dzieckiem), było mi znacznie zimniej niż zawsze i
praktycznie nigdy nie udało mi się porządnie najeść. Najgorszy
dla mnie był pierwszy i drugi dzień. W szóstym (tuż przed
miesiączką) - czułam się fatalnie (pochłonęłam tonę buraków
i marchewek - czytaj skrobia=cukier). Za to pozostałe - dało się przeżyć. W pierwszym
tygodniu starałam się przyzwyczaić się do nowego trybu, dlatego
potrzebowałam nieco więcej czasu dla siebie. W drugim - szukałam
dodatkowych zajęć (im więcej, tym lepiej), ale posiłki miałam
rozplanowane już wcześniej - coby nie rzucić się na coś „spoza
ram” w razie ataku głodu.
Drugi
Tydzień.
Tu
muszę przyznać - było dużo lepiej, niż w pierwszym.
Chyba się po prostu przyzwyczaiłam...
Dieta już nieco mniej urozmaicona. Dużo potraw się powtarza - ale już wiem, co mi smakuje bardziej, a co mniej. Samopoczucie w porządku - zniknęły objawy zmęczenia, dobrze spałam. Czułam lekkie zmęczenie psychiczne (na porządku dziennym były myśli: „po co się tak do jasnej anielki umęczać...!?”).
No cóż...jak się powiedziało A-... trzeba powiedzieć B .
„Nie myśl. Rób swoje - kobieto :-).” - i tak przetrwałam drugi tydzień.
Chyba się po prostu przyzwyczaiłam...
Dieta już nieco mniej urozmaicona. Dużo potraw się powtarza - ale już wiem, co mi smakuje bardziej, a co mniej. Samopoczucie w porządku - zniknęły objawy zmęczenia, dobrze spałam. Czułam lekkie zmęczenie psychiczne (na porządku dziennym były myśli: „po co się tak do jasnej anielki umęczać...!?”).
No cóż...jak się powiedziało A-... trzeba powiedzieć B .
„Nie myśl. Rób swoje - kobieto :-).” - i tak przetrwałam drugi tydzień.
A teraz...
Czuję się fajnie, naprawdę fajnie....
Organizm wrócił do równowagi, ja odzyskałam siły i hart ducha (i ciała).
Inne zalety:
0 wyprysków, ani krostek (miewałam),
0 cellulitu (miałam)
Jeśli komuś zależy na kilogramach - to zapewniam - lecą.
Moja stabilna od kilku lat waga spadła o 3 kg (u osób szczupłych).
U tych z nadwagą - może to być dużo więcej.
I tu uwaga!
Mimo, że dokładnie wróciłam do starego trybu jedzenia (plus wakacyjne małe szaleństwa) na razie stanęła w miejscu i ani drgnie (popracuję nad tym w zimę :-))
Ale najciekawsze jest to, że mimo iż moje wyniki na to nie wskazują - mam wciąż nieskończoną ilość energii.
Dobrze śpię, jestem aktywna, mam niezłą kondycję.
Czuję się lepiej niż 10 lat temu.
Serio :-).
Teraz jednak..... żegnaj dieto!
Być może Cię kiedyś powtórzę (nieprędko :-)).
Czas smakować świat!
Po mojemu - znaczy "po zdrowemu".
Z małą nutą rozpusty...:-))
Czuję się fajnie, naprawdę fajnie....
Organizm wrócił do równowagi, ja odzyskałam siły i hart ducha (i ciała).
Inne zalety:
0 wyprysków, ani krostek (miewałam),
0 cellulitu (miałam)
Jeśli komuś zależy na kilogramach - to zapewniam - lecą.
Moja stabilna od kilku lat waga spadła o 3 kg (u osób szczupłych).
U tych z nadwagą - może to być dużo więcej.
I tu uwaga!
Mimo, że dokładnie wróciłam do starego trybu jedzenia (plus wakacyjne małe szaleństwa) na razie stanęła w miejscu i ani drgnie (popracuję nad tym w zimę :-))
Ale najciekawsze jest to, że mimo iż moje wyniki na to nie wskazują - mam wciąż nieskończoną ilość energii.
Dobrze śpię, jestem aktywna, mam niezłą kondycję.
Czuję się lepiej niż 10 lat temu.
Serio :-).
Teraz jednak..... żegnaj dieto!
Być może Cię kiedyś powtórzę (nieprędko :-)).
Czas smakować świat!
Po mojemu - znaczy "po zdrowemu".
Z małą nutą rozpusty...:-))
SPIS TREŚCI:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz