wtorek, 2 kwietnia 2013

Wewnętrzna dyscyplina.



Przeczytałam dzisiaj bardzo ciekawy artykuł w marcowym "Zwierciadle".

Oto jego fragment:
"Dyscyplina kojarzy się ludziom z karą, wiec jej nie lubią. A to przecież wyraz szacunku, dotrzymanie słowa samej sobie, że będę poświęcała czas temu, co dla mnie ważne. Nie odpuszczę, bo mi nie idzie, bo jestem zmęczona. I jeszcze zauważę, co mnie dzisiaj zaskoczyło, co mi  wyszło, jak mi było. Chyba największym ryzykiem dzisiejszego świata jest iluzja łatwości dostępu. Wydaje nam się, ze wszystko jest w zasięgu reki i natychmiast, wystarczy kliknąć - tak wychowane jest nowe pokolenie.Tymczasem rzeczy naprawdę cenne  wymagają wysiłku i dyscypliny. Żeby w ogóle dojść do poziomu sztuki, trzeba nauczyć się robić rzeczy proste. I umieć cieszyć się samym procesem. Żeby coś wyrzeźbić, trzeba nauczyć się  trzymać dłuto i młotek, trzeba się pobrudzić, potłuc sob ie paluchy. Każde marzenia składa się z wielu czynności pozornie z nim niezwiązanych. Ta świadomość jest bezcenna. to podstawa sukcesu. Jeśli chcemy się czymś zająć na serio, dyscyplina i akceptacja, trwanie w dyskomforcie, ciekawość procesu, szacunek do siebie i swoich emocji są niezbędne. Samo zapatrzenie w cel nie wystarczy.
Świat zewnętrzny może zaspokoić nasze potrzeby emocjonalne jedynie w pięciu procentach. Pozostałe 95 procent musimy zaspokoić sami. Dlatego ci, którzy czekają, aż im się zdarzą pewne fakty albo pojawią się jacyś oni, którzy dadzą im szczęście - spędzają życie na czekaniu. Bardziej świadomi ludzie tworzą dla siebie szczęśliwe życie"
                                                                    
                                                                           ("Dyscyplina sztuki" -M.Marczewska)

Nie wiem jak Was, ale mnie ten artykuł skłonił do refleksji. To wszystko prawda.... Dziwne to czasy, w których wszystko musi być "na wczoraj" i "na szybko". A zaczyna się już w dzieciństwie...Dajemy swoim dzieciom, o co tylko poproszą, nie dając im możliwości czerpania radości ze swoich małych osiągnięć. Ci sami młodzi - nastawieni "na sukces", który im się przecież "należy" - szybko pną się na szczyt i jeszcze szybciej z niego spadają. Nie interesuje ich bycie "średniakiem"- przeciętna pensja, byle jakie mieszkanie i jeszcze gorszy samochód. Chcą być od razu prezesami, zarabiać krocie i opływać w luksusy. Mieć piękną żonę/przystojnego męża, dzieci - tyle, ile trzeba, a wszystko w najwyższym standardzie! Mają cel, i do niego dążą. Niekiedy po trupach. Zapominają tylko o tym, że cytuję "rzeczy naprawdę cenne  wymagają wysiłku i dyscypliny". Zazwyczaj więc kończy się to brakiem satysfakcji z wykonywanego zawodu, siebie, małżonka, a co za tym idzie - stresem, depresją, niekiedy rozwodem.
Kiedy więc określisz swój cel - niezależnie czy jest on skierowany w stronę innych (dbanie o bliskie relacje w rodzinie, celebrowanie wspólnych posiłków), czy siebie ( dbanie o zdrowie i kondycję, odżywcza dieta, rozwój osobisty) - może warto byłoby zaprzyjaźnić się z dyscypliną. Potłuc sobie naprawdę te paluchy i cieszyć się z tego, jak dziecko.
 Bo nadrzędnym celem powinno być dla Ciebie szczęście - Twoje i Twoich bliskich.







www.efekt-motyla.eu



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz