Nazwijmy ją fikcyjnie "Panią X"...
Otóż Pani X - kiedyś - bardzo nie lubiła siebie i swojego ciała. Umysłu też nie lubiła, bo wydawało jej się, że zbyt wiele sobą nie reprezentuje. Brak poczucia bezpieczeństwa, którego nie potrafiła dać sobie - "zajadała" regularnie przed telewizorem. Zajadała także stresy, nagradzała sukcesy. Jedzenie było jedynym "antidotum" na wszystkie "tęsknoty" jej duszy...
Po dwóch latach - wskazówka wagi tej Pani - wskazywała już ponad 110 kg.
Przy wzroście 160 cm.
Wspomniałam o początkach nadciśnienia, wysokim cholesterolu i bolących stawach...?
A no właśnie!
Któregoś dnia, nagle coś pękło w wielkim sercu Pani X.
Wtedy to postanowiła wziąć życie w swoje ręce.
Zapisała się do dietetyka i na siłownię.
Była ogromnie zmotywowana!
Zaczęła stosować dietę, sumiennie kilka razy poćwiczyła.
Zapału starczyło na jakiś miesiąc.
Potem - zaczęła się "orka"...
Bolało ją dosłownie wszystko! Umysł krzyczał "dość!". Ciało domagało się ciepłej kanapy, ulubionego serialu i małego ciasteczka...
I Wiecie co?
Pani X się nie poddała!
Obudziło się w niej jakieś dzikie zwierzę.
Im bardziej bolało, tym bardziej "parła do przodu".
Codziennie walczyła o siebie.
Nie poddała się swojemu ciału, ani podszeptom podświadomości.
W dzień ćwiczyła i gotowała, wieczorami poświęcała czas na rozmowy z samą sobą (stosowała afirmacje :-)).
Mówiła:
"jesteś dzielną, mądrą kobietą! dasz sobie radę!, to naprawdę proste!, uda się! - już się udało!".
Oczywiście - miała chwile załamania, jak każdy...
Wtedy pozwalała sobie na chwile słabości i łzy.
Potem jednak...
zakasywała rękawy i znów stawała do walki.
I stało się!
Pani X ... schudła 50 kg w ciągu roku!
Ale nie to było najważniejsze.
Pani X naprawdę polubiła siebie!
Polubiła swoje ciało. Polubiła umysł. Poczucie humoru i celne riposty.
Polubiła swój sposób postrzegania świata. I ludzi.
A wtedy... ludzie także ją polubili!
Karmiła swoje ciało zdrowym pokarmem.
Ciało odwdzięczyło się tym samym : stawy przestały boleć, cholesterol z badania na badanie był coraz niższy, ustabilizowało się ciśnienie.
Po każdym "upadku" - podnosiła się dzielnie.
Stosowała system nagród, w żadnym wypadku kar.
Jej ciało nie mogło żyć już bez ruchu, a komórki domagały się pożywnego posiłku.
Pani X odkryła, że kocha tańczyć.
Miała więc pasję, co dawało jej siłę i radość.
Nie musiała wynagradzać sobie braku poczucia bezpieczeństwa jedzeniem.
Miała siebie.
Była swoim przyjacielem.
Poznajcie Panią X:
P.S. Gdzie się podziało imię Pani X?
....To Twoje imię.
Może moja opowieść jest niezbyt udaną fikcją literacką ;-), ale wiem jedno:
Jest to historia, która może przydarzyć się każdej z Was.
Realna historia.
Jeśli jej na to pozwolicie.
www.efekt-motyla.eu
SPIS TREŚCI:
http://twojefektmotyla.blogspot.com/2013/09/spis-tresci.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz